Współczuję porządnym facetom, którzy spotykają idiotki

Agata ma wszystko - 28 lat, tytuł zagranicznej uczelni, dobrą pracę, własne mieszkanie, choć na kredyt, kupione z pomocą zamożnych rodziców. Natura również była łaskawa: ładna twarz, biust nie za duży i nie za mały, długie blond włosy i długie nogi. Cała jest jak modelka 34 na 36. Zawsze cieszyła się zainteresowaniem mężczyzn.

Ma też zakochanego chłopaka. Przystojnego, wysokiego (choć niższego od niej) informatyka z zagranicznej korporacji, z którym jeździ na narty i chodzi na wystawy sztuki współczesnej, tak różnego od moich kolegów programistów, z którymi chodzę do pubu na piwo, rzutki i planszówki.

Są parą jak z żurnala. Taką Ą i Ę, dobrze się na nich patrzy i mimo, oczywistych wad, fantastycznie spędza z nimi czas.

Ale zawsze, jest jakieś ale. 

Nocujemy znowu u Agaty. Ona ma apartament z balkonem w centrum, idealną miejscówkę na imprezy z babskim winem do rana.

On mieszka dwie ulice dalej. Nie mieszkają razem, ich osobiste zasady. Parą są od roku, więc podobno za wcześnie na dzielenie przestrzeni osobistej.

Oto dzisiaj Agata właśnie uświadomiła sobie, że go nie kocha.

Nie dosłownie dzisiaj. Docierało do niej to powoli, etapami, kiełkowało pod skórą.

Dzisiaj jednak, na kacu, po opróżnieniu kilku butelek wina, których nazw, mimo szkolnych lekcji francukiego nie jestem wstanie wyartykuować, Agata wreszcie to z siebie wyrzuciła.

I w ryk, że jest taka nieszczęśliwa i pewnie z nim nie będzie, choć jest perfekcyjny.

BO ON JEST ZA MIŁY

Noż kurwa. Ciężko mi było się powstrzymać, przed rzuceniem soczystymi przekleństwami, gdy słyszę mentalność gimnazjalistki.

Za miły facet, bo traktuje cię poważnie, a nie jak szmatę? Mentalność niektórych kobiet przerasta ludzkie pojęcie

BO TĘSKNI ZA BYŁYM

Nie kocha obecnego faceta, bo kocha byłego.

Tak, tego kretyna, co byli razem 3 lata, z czego ponad 2 lata facet traktował ją jak zło konieczne. Wychodził na chlanie wieczorem z kolegami, nie mówił dokąd, nie mówił z kim, ani kiedy wróci.

Gdy się rozstali na zmianę płakała i cieszyła się, że nareszcie.

Pierwsze 2 miesiące mówiła ciągle tylko o nim i tym co minęło.

Minęły ciągłe awantury. 

Kłócili o to, ile czasu spędza z koleżankami, ile pije, gdy go nie ma (sam upijał się z kumplami). Awanturował się o każdego kolegę, któremu powiedziała cześć w pracy. Wielkomiejskie panisko zaglądające co 2 dni do kieliszka i twierdzący, że dla niego to jeszcze nie jest problem alkoholowy.

Minęło obrabianie go jak dziecko.

Ona robiła wokół niego wszystko. Wracała do domu z zakupami, gotowała obiad, sprzątała i nastawiała pranie. On? Wyniósł śmieci przecież, wyprasował koszule. Swoje i przy okazji dwie jej.

Minęły manipulacje i poczucie winy

Za to był "taaakim" romantykiem. Przynosił butelkę szampana i seksili się na każdej powierzchni jej mieszkania. Po seksie palił, choć prosiła go, by szedł na balkon, a on swoje. Najlepiej pali mu się w pościeli nago. Jak może mu zabraniać tak niewinnej przyjemności.


Po ich zerwaniu, wszystkie odetchnęłyśmy z ulgą, lepiej dla Agaty bez tego gnoja.

Myślicie, że na długo? Nie minęło pół roku jak się pojawił ponownie.

Z butelką szampana, różami i ofertą bycia znowu znajomymi. Znajomymi, którzy się sekszą rzecz jasna.

Agata głupia nie była, kopnęła go w dupę i wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

Nie.

Ale taki scenariusz byłby super.

Zamiast tego się zgodziła rozwalić swoje dopiero co niedawno zaleczone serce. Przyjeżdżał więc nieregularnie, wino, kwiatki, seks, śniadanko i znikał. Zostawiając ją sobie jako koło zapasowe, gdy ona w głowie nadal sobie układała, że jest wyjątkowa i najważniejsza.

Umawiał się na weekend, ale zapominał i przyjeżdżał za to we wtorek lub w środę. Przepraszał, brał róże. Potem już bez wina i kwiatków, tak sobie, skorzystać z noclegu z ruchaniem.

Długo, by to wszystko trwało, aż wreszcie udało nam się przekonać ją do ponownego zerwania tego chorego układu.

... 

1,5 roku później, gdy ma wspaniałego faceta, wystarczyła gadka szmatka z byłym by jej znowu odwaliło.

Współczuję porządnym facetom, którzy spotykają idiotki.


Myślisz, że tu jest miejsce na jakieś pozytywne zakończenie?

Nie będzie.
Bo to jest życie, happy end nie jest obowiązkowy.

Komentarze