Najbardziej niezręczna randka

Było to tak

Pewnego listopadowego dnia, tuż po Wszystkich Świętych, dostałam SMS-a z nieznanego numeru od gościa o imieniu (roboczym) Arek…

„Chcesz się napić? - Arek” , pół żartem pół serio odpisałam "zależy gdzie" i w odpowiedzi dostałam propozycję ciekawego cocktail baru w centrum miasta, do którego ciągle się wybierałam od otwarcia i wybrać nie mogłam. Instagramerska miejscówka, w klimacie Las Vegas.

𝓐𝓻𝓮𝓴
𝓐𝓻𝓮𝓴
𝓐𝓻𝓮𝓴

Arek, kim jesteś Arek? Czy ja znam jakiegoś Arka?

W moim umyśle nagle pojawił się obraz Arka: jasne włosy, średni wzrost, lekki zarost, atletyczna, ale nie przekokszona sylwetka. W ostatnie ciepłe dni października spotkałam go 2 razy u znajomych na grillu, gdzie rozmawialiśmy przy piwie i szaszłykach. Opowiadał o swoich dziwnych fiksacjach - oglądaniu dokumentów o kole podbiegunowym, urbexach i zbieraniu znaczków jak emeryt - ale przynajmniej ta pasja nie zajmuje całego garażu. Po drugim spotkaniu wziął mój numer. Miał napisać jak będzie zmieniał pracę, bo może przejdzie do firmy, w której pracuję.

Byłam pozytywnie zaskoczona i podekscytowana.

Czułam się najseksowniejszą laską na dzielni, ba w całym mieście!

Umówiliśmy się na randkę w weekend, 20. Tak po prostu. Krótka piłka. Podał datę i godzinę, a ja powiedziałam "Tak".

 Vintage date - bez tindera, bez bycia znajomymi na fejsie - po prostu randka przez smsa, tak to robią kids of 90s.


Nadszedł dzień spotkania

Niestety byłam trochę wcześniej.

Cholerna komunikacja miejska. 

Osobiście wolę być te 3 minuty spóźniona niż przyjść za wcześnie i czekać jak desperatka.

By się czymś zająć podeszłam do baru. 

Próbowałam opanować swoje odruchy - poprawianie włosów w podekscytowany i niespokojny sposób zarezerwowany wyłącznie na momenty poprzedzające randki i egzamin na prawo jazdy (oblałam już 4 razy).

Barman patrzył na mnie. Pora była wieczorowa, miejscówka fancy, a ja włożyłam czerwoną, asymetryczną bandażową sukienkę z jednym długim ramieniem, właściwie bez dekoltu i conversy pod kolor (żeby nie myślał, że się dla niego za bardzo starałam, a przy okazji nie miałam, żadnych wygodnych butów na obcasie). Patrząc w lustro przed wyjściem nazwałam moją stylówę - nienachalnie seksowna. 

Włosy zostawiłam luźne, szminkę porzuciłam na rzecz lekko barwiącej pomadki - praktyczniejsza przy piciu alkoholu. 

Zamówiłam wodę i ignorowałam spojrzenie barmana.

Nie widziałam Arka.

I wtedy ktoś pomachał spod ściany.

W środku było ciemno, stoliki oświetlały jedynie żarówki edisonowskie po 1 nad każdym. Musiałam się wysilić. Był to nieco znajomo wyglądający nieznajomy - wysoki, chudy z półdługimi ciemnymi włosami. 

Skąd ja znam tego faceta? 

Musiałam zatrzymać mój podekscytowany randką mózg i się skupić.
Pracuj analizuj, kto to jest... i odkryłam odpowiedź: TO BYŁ INNY AREK. 

Przede mną siedział owszem Arek, ale Arkadiusz z pracy, doradca z działu Customer Care, 2 piętra powyżej mojego biura, któremu nieopatrznie podałam swój numerem, by załatwić firmową sprawę przed paroma tygodniami. Właściwie przez 2 lata pracy nie znałam nawet jego imienia. Sprawa załatwiona, więc spodziewałam się, że nie zobaczę go ponownie. 

FUCK FUCK FUCK FUCK FUCK FUCK FUCK

Teraz był pewien, że jesteśmy na randce. 

Bo technicznie tak było.

"Cześć!" - odpowiedziałam, mając nadzieję, że moja twarz przypomina chodź trochę twarz osoby, która specjalnie się z kimś spotkała, bez cienia żenady i myśli, że od kiedy zachciało mi się randkować w stylu vintage.

A potem zostałam na zdecydowanie za dłuuuuuuuugim  drinku z osobą, z którą z całą pewnością NIE miałam zamiaru iść na randkę. 

Arek był dla mnie niezbyt atrakcyjny, by nie powiedzieć brzydki, a na podstawie nielicznego kontaktu w pracy czułam, że również niezbyt interesujący. Wymuszona konwersacja wlokła się długo i trwałam na niej tylko dlatego, że namówił mnie na drugiego drinka. I było mi wstyd.


Chcecie pewnie super punkt zwrotny? Koleś okazał się super miły, czarujący itp? 

Nie tym razem.


Opowiedział mi historie ze swojej ostatniej podróży (Mistrzostwa Piłki Nożnej i ciągłe picie w pubach). Zdjęcia swojego nowego mieszkania (nowe budownictwo, białe bloki wśród betonozy z szaloną kwotą za m2). Wakacje z mamą w Cośtam Zdroju. Ja tylko kiwałam głową z wymuszonym uśmiechem jak piesek w tylniej szybie. 

Na szczęście po 2 drinkach udało mi się zakończyć randkę pod pretekstem, że następnego dnia mam rodzinne spotkanie o charakterze religijnym (jak powszechnie wiadomo religia to temat o którym się nie dyskutuje).

Padło, że miło było się spotkać i bliżej poznać. Z jego strony, że musimy to kiedyś powtórzyć, a w mojej głowie usłyszałam wręczę "raczej nie", ale uśmiechnęłam się tylko, że mój uber tu jest.


OK.


I don't wanna 90s again

Komentarze